Minęło trochę czasu od momentu, gdy pisaliśmy o modelu biznesowym. Nie jest to jednak temat, który pozostał nietknięty. Wręcz przeciwnie: przeszliśmy kilka alternatywnych ścieżek, zanim postanowiliśmy – świadomi zagrożeń i korzyści – wybrać tę, którą będziemy prezentować na stronie internetowej. Jesteśmy także gotowi mentalnie i procesowo na piwoty w tym rozwiązaniu w zależności od tego, w którym kierunku rozwinie się to, co robimy. Wiadomo bowiem, że jedno to żeglarz, drugie to prowadzony przez niego statek, a trzecie to wiatr i morze. Kontrola w biznesie to ułuda, ale charakter jest wszystkim. Musimy być gotowi na różne scenariusze. Po wspólnej pracy nad tematem wydaje nam się, że jesteśmy. W co i dlaczego weszliśmy? Opiszemy innym razem.
Empatia w relacji pacjent – lekarz jest bardzo interesującym tematem. Zagadnienie w kontekście telemedycyny mieści się w obszarze naszych zainteresowań. Znaleźliśmy ciekawe badania, które na bazie cech osobowości pozwalają przewidywać tendencje do określonych zachowań. Te z kolei z perspektywy lekarza powinny być uwzględniane w praktyce. Temat nie na dzisiaj ani nie na jutro, ale dla nas wartościowe odkrycie. Polecamy lekturę wszystkim związanym z medycyną.
Praca nad modelem biznesowym to – bazując na wiedzy osób, które przeszły tę ścieżkę kilka razy – być albo nie być biznesu. Ten sam biznes może okazać się sukcesem przy odpowiednim i porażką przy nieodpowiednim modelu. Oczywiste rozwiązania narzucają się same i są niebezpiecznie przekonujące, bo utrwalone w głowach founderów przez niezliczone przykłady z otoczenia. Czasami trudno wyjść z pudełka przekonań.
Mamy to szczęście, że współpracujemy z osobami, które przeszły tę ścieżkę albo znają ludzi, którzy to zrobili. Patrzą teraz na to zupełnie inaczej. Za ich poradą wychodzimy więc ze swojego pudełka i zmieniamy perspektywę. Punktem startu staje się model, w którym sprzedajemy to, co jest naszą kluczową wartością – umiejętność dawania porad na bazie odpowiedniego testu psychometrycznego. Możemy teraz skoncentrować się na doskonaleniu mechanizmu, utrzymać niewielką skalę organizacji, stawiając za to na najwyższą możliwą jakość jej pracy. I sprzedawać to firmom, które chętnie wykorzystają nasz black box zabezpieczony IP. Przy tym podejściu nie musielibyśmy tworzyć wielu warstw w organizacji.
Bardzo intrygująca opcja. Jednak czy możemy na początkowym etapie zmaksymalizować cechy, które zdecydują o sukcesie takiej firmy? Rozmowy trwają.
Tysiąc słów z briefu obrodziło obrazami. Chcieliśmy, aby Empatyzer funkcjonował jako logotyp w dwóch postaciach, czyli jako cała nazwa oraz wersja skrócona do imienia Em. Tym samym Em powinno przenosić jak najwięcej symboliki, funkcjonując jako znak – zastępstwo dla sygnetu w logo, którego świadomie nie chcieliśmy. Po kilku iteracjach osiągnęliśmy efekt finalny.
Inspiracja filmem „Her” znalazła swój mały znak w postaci kropki przed Em. To oznacza, że w formie graficznej od dzisiaj Em to .em, co podkreśla jej cyfrowe pochodzenie przez odniesienie do sposobu zapisu domeny internetowej. Liternictwo jest stylizowane na falę nawiązującą do zawołania marki, czyli „Communicate on the Same Wavelength”. Jednocześnie fala z litery „m” staje się niezależnym wzorem, patternem do tworzenia różnego rodzaju teł i grafik. Em jako nasza trenerka komunikacji zyskała twarz – młodszą wersję naszej drugiej, matriksowej inspiracji, czyli Wyroczni.
Znaleźliśmy postać, której nie da się nie lubić. Zaraża pozytywną energią, a przy tym jest pewna siebie i stabilna. Pozostałe elementy identyfikacji, jak kolory, krążą wokół symboliki porozumienia, rozmowy. Jesteśmy zadowoleni. Interesujące jest to, że dobra identyfikacja, oprócz założeń czysto strategicznych, powinna brać pod uwagę także potrzeby estetyczne osób, które za tę markę odpowiadają. To ułatwia identyfikację.
Wiemy, czym jest Empatyzer oraz kim jest Em, ale nie wiemy, jak ten zestaw wygląda. Dlatego rozpoczęliśmy pracę nad briefem na identyfikację wizualną. Mamy dosyć dobre zrozumienie procesu prowadzącego od słowa do obrazu, a nasz dostawca jest sprawdzony. Brief ma zaledwie dwie strony i wygląda na to, że spełnił swoją rolę. Teraz czekamy na rezultaty. Zdajemy sobie sprawę, że praca kreatywna wymaga czasu na inkubację, ale bez presji czasowej do inkubacji czasami po prostu nie dochodzi :-). Widocznie, aby zaszła reakcja kreatywna, konieczne jest ciśnienie. Dostarczamy go z wyczuciem.
Chcąc przyczynić się do poprawy jakości edukacji młodych ludzi, czytamy także materiały, które łączą psychometrię z edukacją. Temat jest bardzo szeroki i będzie od nas wymagał osobnego podprojektu. Porady w relacji poziomej, tj. uczeń – uczeń, będą mogły być takie same lub bardzo podobne do tych serwowanych w relacjach biznesowych, ale w relacji uczeń – nauczyciel, uczeń – pedagog lub uczeń – psycholog szkolny powinny zawierać trochę inne informacje. Właśnie tego typu wskazówek szukamy w badaniach naukowych.
Zaczynamy szukać dostawców oprogramowania wśród osób, z którymi pracowaliśmy wiele lat wcześniej. Większość z nich jest całkowicie zajęta. Albo mają swoje firmy, albo pracują dla software house’ów. Docieramy do coraz dalszych kręgów. W końcu odzywa się znajomy. Okazuje się, że są ludzie, którzy mogą to zrobić – i mogą zacząć w zasadzie od teraz. To bardzo dobra informacja. W skrócie opowiadamy im o projekcie. Wygląda na to, że wszystko mieści się w ich kompetencjach. Nasze wymaganie co do sztywnego budżetu zostało przyjęte ze zrozumieniem, ale warunkiem jest dokumentacja. Tę mamy.
Został ostatni punkt. Otóż my dokumentację traktujemy jak wytyczenie ścieżki, ale projekt to już budowanie drogi. Ustalamy, że między dokumentacją a finalnym rozwiązaniem może być około 20% różnicy, a odstępstwa będziemy ustalać na bieżąco, w krótkich sprintach. Poszło szybko. Wycena, warunki brzegowe, umowa. Startujemy. Za tydzień pierwsze spotkanie. Jesteśmy z powrotem na właściwych torach.
Wszyscy interesują się psychologią – do momentu, aż trzeba wypowiedzieć się np. o alfie Cronbacha, odchyleniu standardowym albo teoriach osobowości . Wtedy maski opadają i na pokładzie zostają ludzie, z którymi chcemy rozmawiać. Potem okazuje się, że są ludzie, którzy mają świetną wiedzę o psychometrii, ale wchodzenie w buty innych osób nie należy do ich mocnych stron. W ten sposób uświadamiamy sobie, że psychologia – co nagle staje się tak oczywiste, że sami się sobie dziwimy – tak samo jak każda inna dziedzina ma swoje specjalizacje. Jedni są dobrzy w jednym, a drudzy w czymś innym.
Nie znajdziemy jednorożca, ale go potrzebujemy, musimy więc stworzyć go sami. Zbieramy ludzi mających solidne podstawy wiedzy psychologicznej i różne talenty. Na razie idzie nam dobrze, ale presja czasu rodzi koszt. Tym kosztem jest to, że nawiązując nowe kontakty, robimy nieraz tak długie pauzy w komunikacji, że wątki zaczynają się urywać. To nam bardzo ciąży, bo chcielibyśmy, aby relacja miała początek, rozwinięcie i koniec. Z dwoma ostatnimi mamy problem. Musimy to naprawić.
Wciąż jesteśmy na etapie szukania dostawcy. Drugi kandydat, również niewielka firma. Wszystko się niby zgadza. „Możemy to zrobić. To ma sens”. Wysyłamy dokumentację. „Trzeba to rozbić na mikroserwisy. AWS. Pełny agile”. Mikroserwisy nie są złe, tylko czy aby na pewno przy tym rozmiarze projektu? Monolit chyba byłby sensowniejszy.
Rozmawiamy ze znajomymi. Na tym etapie zalecają monolit, który będzie można w miarę postępów rozbić na kolejne, najbardziej obciążone i wymagające skupienia fragmenty. Otrzymujemy wycenę, harmonogram. Końca nie widać. Time & materials. Naprawdę lubimy agile, rozumiemy go też całkiem nieźle. Projekty IT nie są dla nas nowością. Problemem jest chyba różnica w skali. Wielkość ma znaczenie. Rozstajemy się.
Irka mieliśmy okazję poznać osobiście; książka ma jego własnoręczną dedykację. To zbiór opowieści z zawodowego życia autora, każda z nich jest starannie wybrana i opracowana. Przy lekturze ma się więc wrażenie doświadczania różnic kulturowych wspólnie z autorem. Wszystko jest mądrze przeplatane wiedzą teoretyczną, która jednak w gruncie rzeczy jest tu jedynie dobrym dodatkiem. Praktyczny wymiar jest znacznie bardziej interesujący. Książka musiała też zostać wielokrotnie ozdobiona notatkami i podkreśleniami. Nawiasem mówiąc, jest tak starannie wydana, że samo obcowanie z nią jest niezwykle przyjemne.
Pracujemy nad tekstami na stronę internetową. Język jest giętki, daje więc dużo możliwości. Ale im więcej możliwości, tym większe ryzyko błędów. Nie chodzi nawet o błędy typu literówka, ort czy interpunkcja, ale o błąd w przekazie. Jak krótko powiedzieć to, co najważniejsze? Co jest najważniejsze? Dla kogo? Co tego kogoś boli? O czym chce słuchać? Czego szuka? Pytania, dużo pytań. Na razie mało odpowiedzi.
Zaczynamy pracować nad układem elementów. Na razie skupiamy się na stronie głównej. To jest najbardziej przewidywalny (bo też najczęściej ćwiczony) element całości. Niby pracujemy nad wireframe, lo-fi, ale żeby wszystko można było i zaprojektować, i potem oceniać – dobrze, gdybyśmy wiedzieli, co chcemy powiedzieć. Idealnie, gdyby na tym etapie były już teksty. Może nie finalne, ale chociaż takie, które stanowią dobry materiał do dalszej pracy.
Pierwszy dostawca. Przyjemna firma IT z polecenia zaufanej osoby. Odpowiednia dla nas wielkość – co ma ogromne znaczenie nie tylko z perspektywy budżetu. Sensowni ludzie. Pierwsze spotkanie. Chcemy zrobić to i to. „Będzie problem. Takich rzeczy nie robimy”. Zastanawiamy się wspólnie, czy to naprawdę jest takie trudne. Przecież to wygląda na 3/10, jeśli chodzi o poziom trudności. Słyszymy jednak, że tym zajmują się specjalistyczne firmy. Naprawdę? „Możemy wam zaoferować warsztaty, na których odpowiemy sobie na pytanie, czy tego potrzebujecie”. Tylko że nam się wydaje, że my tego nie tyle potrzebujemy, co jest to dla nas fundamentem, a poza tym robiliśmy badania. Dużo badań. Rozstaliśmy się, zanim się połączyliśmy. Najlepsza opcja.
To jedna z tych książek, którymi można spokojnie pozbawić kogoś przytomności ze względu na jej wagę, ewentualnie zrobić bardzo solidną podstawkę pod cokolwiek. Blisko 700 stron formatu A4 drobną czcionką może zniechęcić do lektury, a byłaby szkoda.
Nie jest to powieść, więc nie trzeba jej czytać od deski do deski. To naprawdę świetne opracowanie tematu, który został bardzo wprost przedstawiony w tytule. Co prawda nie jest bezpośrednio związany z naszym projektem, ale jest doskonale z nim związany pośrednio. Szczególnie zajmujące są fragmenty pokazujące, które obszary mózgu odpowiadają za które zdolności afektywne i intelektualne. Zdając sobie sprawę, że psychometria pozwala niektóre z nich mierzyć, uświadamiamy sobie, że psychometria w świecie komputerów i procesorów byłaby próbą odczytania cech danego procesora za pomocą zadań testowych.
Po przeczytaniu wybranych rozdziałów i fragmentów łatwiej jest zrozumieć, kim jesteśmy jako ludzie i jakie bazowe funkcje determinują nasze zachowania. Dla każdego, kto chce zrozumieć podstawy funkcjonowania ludzkiego umysłu i to, dlaczego jest on taki, jaki jest, ta lektura będzie prawdziwą przyjemnością.
„To zróbcie” nie działa. Nigdzie. Szczególnie w IT. Zwłaszcza gdy budżet jest ograniczony i nie można w nieskończoność płynąć w stylu agile. Trzeba dokładnie określić, co ma być zrobione. Ustalić ramy, wymyślić to. Kiedy masz wizję całości, ze szczegółami, znalazłeś wszystkie oczywiste konflikty i konsekwencje, a przy tym wszystko wygląda rozsądnie, to jest dobry początek do tego, żeby pracować elastycznie. Krótkie, kilkudniowe sprinty. Szybka identyfikacja problemów. Najpierw jednak dokumentacja.
Kiedy zaczynasz projekt, wydaje się on prosty. Kiedy zaczynasz go opisywać, kolejne strony lecą jak oszalałe. Przy pięćdziesiątej stronie jesteśmy w trzech czwartych. Wygląda to jak książka. Po drodze wyszło wiele problemów, o których nie pomyśleliśmy. Pisanie dokumentacji jest świetnym ćwiczeniem – pozwala stworzyć mentalny obraz całości. Rozpoznać oczywiste i czasami nieoczywiste problemy, zanim zostanie napisana jedna linia kodu. Zaczynasz rozumieć strukturę, zależności, ograniczenia. Kodowanie to będzie podróż po przetartej trasie, a nie w gąszczu.
Przy siedemdziesiątej stronie dochodzimy do momentu, gdy rozwiązanie zaczyna się niespodziewanie komplikować. Siedzimy nadal nad dokumentacją. Daliśmy sobie dwa dni na zastanowienie. Kilka prób podejścia do tematu. To wszystko jest bez sensu, trzeba stworzyć nową dokumentację. Większość się przyda, ale całość trzeba przepisać z innymi założeniami. Tym razem się udało: sześćdziesiąt stron. Koniec, ścieżka przetarta. Wiemy jednak dobrze, że jedno to wytyczyć ścieżkę przez góry, a drugie to poprowadzić tamtędy drogę. Przed nami poprowadzenie drogi. Teraz jednak czujemy się pewniej. Byliśmy tam.
Po badaniach przyszła pora na UX. Staramy się przede wszystkim zrozumieć oczekiwania użytkowników. Sporo wyjaśniło się podczas wywiadów pogłębionych i teraz mocno z tych ustaleń korzystamy. Po kolei tworzymy scenariusze dla każdej grupy z osobna, dogadujemy szczegóły. Wchodzimy w buty kolejnych typów użytkowników. Administrator konta, użytkownik zwykły, administrator systemu, lider, pracownik HR, nauczyciel i szkolny psycholog. Sytuacja zaczyna nabierać ostrości i dochodzimy do momentu, że całość staje się dla nas czytelna. To bardzo przyjemny moment, bo daje poczucie kontroli nad sytuacją. Zaczynamy to rozumieć w szczegółach.
Rozpoczęło się poszukiwanie najmniejszej liczby słów, które dotkną sedna tego, co chcemy przekazać o Empatyzerze.
Ścieżka była wyboista. „Niech słowa działają”. „Napraw wewnętrzną komunikację”. „Zrozum jezyk współpracowników”. „Komunikacja w każdym zespole jest możliwa”. „Komunikacja w zróżnicowanym zespole jest trudna, ale możliwa”. „Good Communication is Finally Possible”. „Em makes real talk possible”. „Understand Each Other Better”. „Be Your Better Self”. „Communicate Better”. „Teams on the Same Wavelength Perform Better”. „Tune in to Your Team”; „Tune Your Team to the Same Wavelength”, aż w końcu dochodzimy do „Communicate on the Same Wavelength”.
Brzmi dobrze. Wyraża to, o co nam chodziło, a poza tym powiedzenie funkcjonuje także w języku polskim.
Jedna z podstawowych książek pozwalających zrozumieć psychometrię i to, co mierzy konkretny test: NEO-PI-R. Z naszej perspektywy to lektura obowiązkowa. Podobnie jak bliźniacza pozycja (pożyczona od psychologa niezwiązanego z projektem): NEO-PI-R Inwentarz Osobowości Paula T. Costy Jr i Roberta R. McCrae’a. Obydwie książki zostały mocno pozakreślane ołówkiem i drobnymi notatkami na marginesie. Obydwie – czytane w przeszłości – wróciły również na stoły naszych psychologów. Retencja wiedzy zawsze pozostawia sporo do życzenia, odświeżanie jest kluczowe.
Nawiasem mówiąc, Empatyzer ma właśnie taką funkcję. Powtarzanie praktycznej wiedzy dzięki konkretnym poradom pozwala znacząco zwiększać retencję wiedzy z tradycyjnych szkoleń komunikacji interpersonalnej.
Nasza Em musi zająć konkretne miejsce w naszych głowach i w umysłach przyszłych użytkowników. Czy ma być rozwiązaniem dla B2C i wspierać komunikację np. w rodzinach albo między partnerami? A może powinniśmy się skoncentrować na edukacji i zaproponować rozwiązanie dla szkół? W końcu umiejętność komunikacji w okresie dorastania jest poważnym problemem, szczególnie w coraz bardziej różnorodnym środowisku.
Może zrobić z tego rozwiązanie B2B dla handlowców? To oni, jeśli chcą być efektywni w pracy, potrzebują porad, jak skutecznie sprzedawać ludziom, znając ich cechy charakteru. Budzi to jednak nasze wątpliwości etyczne. Poza tym obydwie strony musiałyby odpowiedzieć na dokładnie ten sam zestaw pytań. Jeżeli tego nie zrobią, zamiast profesjonalnej psychometrii o wysokiej rozdzielczości będziemy mieć jakość horoskopu – niezależnie od tego, jak bardzo będziemy twierdzić, że mamy magiczny składnik w postaci AI. To po prostu tak nie działa. A zatem nie.
Lekarze? Badania wskazują, że relacja między pacjentem a lekarzem jest bardzo istotna, tymczasem na studiach medycznych temat jest bardzo zaniedbany. Może to?
Jaka jest nasza motywacja w tym wszystkim? Chcemy rozwiązać globalny problem wszystkich organizacji: umożliwić dobrą komunikację między ludźmi niezależnie od ich wieku, płci, pochodzenia, doświadczeń, charakteru. Nasze porady mają to umożliwić. Mają pozwolić każdemu pracownikowi, indywidualnie, przez cały czas – budować dobre relacje. Empatyzer to po prostu wirtualny trener komunikacji. Cyfrowy, prywatny trener komunikacji dla zespołów i firm każdej wielkości. Zostańmy przy tym.
Kiedy myśleliśmy o trenerze komunikacji, troskliwym i uważnym asystencie, który pomaga ludziom się porozumieć, korzystając ze swojej dogłębnej znajomości ludzkiej natury, mieliśmy przed oczami dwie postaci filmowe. Z jednej strony Wyrocznię z „Matrixa”, a z drugiej strony Samanthę z firmu „Her” – wirtualną asystentkę. Ten dosyć intrygujący miks idealnie pasował do naszych wyobrażeń o personie stojącej za Empatyzerem.
Cały czas projektujemy naszą Em, która – mamy nadzieję – pomoże ludziom dogadać się niezależnie od tego, jak bardzo różne mają charaktery i jak wielka jest między nimi różnica kulturowa.
Em jest częścią nazwy Empatyzer. Jest twarzą, głównym pracownikiem Empatyzera i pierwszą na świecie cyfrową trenerką komunikacji dla zespołów i firm każdej wielkości :-). Mimo że ma dopiero kilka miesięcy, dysponuje umiejętnościami, które przekraczają ludzkie możliwości.
Kto bowiem zna na wyrywki cechy osobowościowe i preferencje kulturowe wszystkich ludzi w zespole? Kto potrafi natychmiast wskazać obszary zagrożeń i zalecić odpowiednie zachowanie? Em jest zaprojektowana tak, by cechowała ją ogromna uważność na innych, sumienność i pozytywna energia. Cały czas nabiera nowych umiejętności pod okiem naszych deweloperów i psychologów.
O ile wiedzę biznesową, marketingową i technologiczną zbieraliśmy latami w teorii i praktyce, o tyle kwestie psychologii i różnic osobowościowych studiowaliśmy jedynie albo na szkoleniach korporacyjnych, w programach coachingowych i mentoringowych, albo przy okazji różnych lektur, które temat omawiały niejako przy okazji. W dużym skrócie: mamy wiele do nadrobienia. Nie zaczynamy od początku, środka ani końca, ale tam, gdzie akurat odczuwamy potrzebę projektową albo prowadzą nas pytania, które sami sobie zadajemy.
Musimy być partnerem do rozmowy dla osób, które zajmują się chociażby psychometrią, aby projekt mógł być prowadzony świadomie i – może to akurat jest najważniejsze – aby mieszać w nim różne punkty widzenia i kompetencje. Stąd ostatnio czytamy sporo książek i prac naukowych. Od czasu do czasu będziemy tutaj wrzucać co ciekawsze pozycje. Ciekawsze, czyli takie, które nas np. inspirują, mimo że niekoniecznie najmocniej pchają w kierunku naszego celu.
Zapytaliśmy naszych przyjaciół i znajomych – ot, tak trochę przy okazji – jak im się podoba nazwa Empatyzer. No i zaczął się festiwal szczerości:
— Brzmi jak paralizator: „Weź, potraktuj go empatyzerem”.
— Automat do robienia empatii.
— Takie coś, co zrobi ci „bzzz” i od razu będziesz milszy…
— Brzmi jak lek na brak empatii. Już słyszę w TV reklamę: „Na ból w relacji – Empatyzer”. Pytanie tylko, jak będzie podawane, bo opcji jest kilka (…).
Podsumowując: nikomu się nie podobało. Wszyscy zapamiętali – nikt nie przekręcił. Wspaniała nazwa! Pokochaliśmy ją, oni też. Potrzebowali tylko trochę więcej czasu :). Teraz Ty.
Przy wymyślaniu nazw nic tak nie ogranicza, jak dostępność domen. Szczególnie .com. Mimo niemałej świadomości nie uniknęliśmy problemów. O tym, jaką wybraliśmy nazwę, po części zadecydował fakt, że musieliśmy wykluczyć dwie, które były wysoko na naszej liście i miały wolne domeny .com. Nagle (zapewne po naszych zapytaniach) domeny podrożały z dnia na dzień o 10 000% każda.
Biorąc pod uwagę różnego typu zniekształcenia w przekazie i zawodność ludzkiej pamięci, kupiliśmy także kilka innych, podobnych domen. Tak więc znajdziecie nas pod empatyzer.com, empatizer.com, empatyser.com, empatiser.com oraz kilkoma innymi, w tym empatyzator.com, gdyby się komuś pomyliło z syntezatorem :).
Zanim nasza idea zamieniła się w słowo, a słowo zamieniło się w logotyp i programistyczny kod, upłynęło wiele czasu. Na szczęście był to czas liczony asynchronicznie, nie oznaczało to więc opóźnienia innych prac.
Wraz z grupą kilku doświadczonych copywriterów wymyśliliśmy blisko 39 nazw, które uznaliśmy za dobre. Nie zliczę, ile było tych, które uznaliśmy za złe. Głównym problemem okazywała się dostępność domeny. Każdą z nich przeanalizowaliśmy pod względem długości, liczby wyników organicznych, dostępności. Sprawdzaliśmy, jak wymawia się daną nazwę w różnych językach, jak ona brzmi w zdaniu i jak się odmienia, jakie budzi emocje, jak się ją zapamiętuje, czy łatwo zapisać ją ze słuchu, jakie są jej znaczenia i bezpośrednie skojarzenia z nią. Poddawaliśmy ją też oczywiście subiektywnej i ogólnej ocenie.
Wszystko – zgodnie z naszą inżyniersko-kreatywną naturą – ujęliśmy w tabelkach z oceną punktową. Empatyzer wygrał. Choć kiedy pokazaliśmy tę nazwę naszym przyjaciołom…
Co robimy? Zaprojektowaliśmy pierwszego cyfrowego trenera komunikacji. Szkoli i udziela hiperspersonalizowanych porad przez cały rok, każdemu i podczas każdej rozmowy online.
Jak to zrobimy? Zmieszaliśmy w jedno współczesną wiedzę naukową o psychometrii, doświadczenia osób zawodowo pracujących z ludźmi oraz nowoczesną technologię. Z tego miksu powstało rozwiązanie, które ma pomagać firmom zarządzać różnorodnością.
Dlaczego to robimy? Wierzymy, że dobra komunikacja jest możliwa w każdym zespole, a profesjonalne szkolenia personalne powinny być dostępne dla każdego. W każdym zespole, nawet tym najbardziej zróżnicowanym.
— To zróbmy taki system, który będzie podpowiadał co robić, a czego nie. Znajdziemy różnice psychologiczne, napiszemy porady.
— Dla kogo to będzie? Bo dla mnie na pewno :).
— Dla B2B?
Tak mniej więcej wyglądało wymyślanie pomysłu i grupy docelowej. Jednak naście projektów z blisko 20-letniej zawodowej praktyki nie poszło na marne. Wiedzieliśmy, że z badań na grupie n=2 ostatecznych wniosków raczej się nie wyciąga. Dlatego chcieliśmy porozmawiać z kilkoma osobami, żeby zweryfikować ideę. Finalnie przerodziło się to w regularne badania i zrobiło się nie kilka osób, ale osobnych grup ludzi. Łącznie badacz przeprowadził blisko 25 pogłębionych wywiadów, trwających nierzadko ponad godzinę, a ponadto grubo ponad 30 krótkich rozmów z przeróżnymi osobami: od szefów firm, przez liderów, programistów, pracowników HR, pedagogów, nauczycieli, psychologów, po naukowców, a nawet lekarzy.
W zasadzie przy każdej okazji pytaliśmy ludzi, co o tym myślą. Na tym etapie wstrzymywaliśmy jeszcze emocje, bo przecież mogło okazać się, że ten cały nasz pomysł nie ma sensu. N=2 to nic więcej niż fantazje. Finalny raport z badania i sporych rozmiarów Excel z wynikami otworzył nam drzwi do dalszych prac. Decyzja zapadła. To ma sens. Działamy.
Jestem ekstrawertyczny. Przez całe życie wydawało mi się, że potrafię się komunikować. Teraz, z perspektywy czasu widzę, że potrafię mówić, ale czy rozmawiać? Co do tego już mam wąpliwości. Szczerze mówiąc, często nie mam bladego pojęcia, jakie ktoś ma preferencje w komunikacji. Co mam mówić, a czego nie mówić? A jeśli mówić, to ujmować to w punktach w Excelu czy opisywać metaforycznie?
Ktoś się obruszył, że zaczynam znajomość od „cześć”. On chciałby przejść cały plemienny rytuał poznawania się, który trwa wieki i dla mnie jest stratą czasu. Ktoś inny jest taki, że z natury nie ufa ludziom – nie ma co się na niego wkurzać. Jeszcze inny opowie ci szczerą historię o rozwodzie z żoną, pokaże zdjęcia dzieci, psa i będzie mówił o rodzinnych relacjach, ale to nie znaczy nawet tyle, że cię lubi. Dlatego wolałbym dostawać jasne wskazówki. Takie proste, krótkie porady. To by bardzo pomogło w różnego rodzaju rozmowach.