Zaczynamy szukać dostawców oprogramowania wśród osób, z którymi pracowaliśmy wiele lat wcześniej. Większość z nich jest całkowicie zajęta. Albo mają swoje firmy, albo pracują dla software house’ów. Docieramy do coraz dalszych kręgów. W końcu odzywa się znajomy. Okazuje się, że są ludzie, którzy mogą to zrobić – i mogą zacząć w zasadzie od teraz. To bardzo dobra informacja. W skrócie opowiadamy im o projekcie. Wygląda na to, że wszystko mieści się w ich kompetencjach. Nasze wymaganie co do sztywnego budżetu zostało przyjęte ze zrozumieniem, ale warunkiem jest dokumentacja. Tę mamy.
Został ostatni punkt. Otóż my dokumentację traktujemy jak wytyczenie ścieżki, ale projekt to już budowanie drogi. Ustalamy, że między dokumentacją a finalnym rozwiązaniem może być około 20% różnicy, a odstępstwa będziemy ustalać na bieżąco, w krótkich sprintach. Poszło szybko. Wycena, warunki brzegowe, umowa. Startujemy. Za tydzień pierwsze spotkanie. Jesteśmy z powrotem na właściwych torach.